niedziela, 7 czerwca 2020

Historie Zmyślone: Dzień Dziecka




                 Podnoszę filiżankę do ust, odginając elegancko mały palec. Upijam łyk, wdychając rześkie poranne powietrze i odstawiam ją z powrotem na spodek z subtelnym szczęknięciem. Uwielbiam ten dźwięk, nawet jeśli oznacza dodatkową ilość zmywania.  Odpowiednia oprawa potrafi sprawić, że nawet tania kawa rozpuszczalna z niemieckiego marketu smakuje wytwornie, choć muszę przyznać, że 6-ta Symfonia Beethovena brzmi nieco groteskowo w zestawieniu z brzydkim, burym podwórzem, nad którym pochylają się brudne bloki, spoglądając pustymi, odrapanymi oknami na toczące się w dole życie. Moje znajduje się akurat na wprost śmietnika: nachodzi mnie refleksja, że tapczan, który ktoś porzucił obok kontenera, i tak jest nowszy i mniej zniszczony niż większość mebli znajdująca się w moim wynajętym mieszkaniu.


                Ściągam słuchawki, słysząc przytłumione głosy zza zasłony muzyki. Grupka lokalnych niebieskich ptaków pociąga jakiś podejrzany napój z plastikowej butelki ukrytej w zmęczonej reklamówce. Siedzą na rozklekotanej ławeczce, nad wielką kuwetą dla miejscowych kotów, która pierwotnie miała służyć jako piaskownica. Co jakiś czas warczą na siebie ochryple, gdy któryś łyknie zbyt dużą jak na swój przydział porcję. Zastanawiam się, czy też tak kiedyś skończę, jeśli dalej będę pijać cydr przed południem.
                Po chwili mija ich kobieta z dwojgiem dzieci. Chłopczyk i dziewczynka idą raźno, dzierżąc w rączkach jakąś kolorową tandetę w celofanie, który szeleści w rytm ich kroków. Dziś Dzień Dziecka, przemyka mi przez myśl.
                - Mamusiu, a pójdziemy dziś na plac zabaw? – chłopiec wskazuje palcem kuwetę.
Plac zabaw - trochę brudnego piasku, huśtawka z opony i stara ławka... Pomyśleć, że ten apokaliptyczny krajobraz może się komukolwiek kojarzyć z zabawą… Dziecięca wyobraźnia potrafi jednak działać cuda – przypominam sobie, jak przed laty frajdę sprawiało mi skakanie po płytach chodnikowych tak, by nie następować na linie.
                Z zamyślenia wyrywa mnie dzwonek telefonu – to mama. Pewnie chce złożyć mi życzenia.
                - Byłaś w tym pośredniaku? – rzuca na przywitanie.
                - Prawie – wzdycham. To jest teraz drażliwy temat.        
                - Jak to prawie? To byłaś czy nie byłaś?
                - No nie, ale wysłałam kilka cefałek…
                - Dziecko… wzięłabyś się poważnie za to szukanie pracy. Czynsz się sam nie zapłaci, a my z ojcem nie będziemy wiecznie…
                - Dzięki za wsparcie, mamo.
              - No nie „dzięki”, tylko rusz się w końcu do tej roboty, jakoś aktywnie poszukaj… Pochodź po firmach, popytaj…
              - Przecież szukam, codziennie wysyłam aplikacje. Nic nie poradzę, że nie odpowiadają… W agencji pośrednictwa też byłam i nic…
             - Chciałam Ci tylko powiedzieć, że albo sobie coś znajdziesz na już, albo wracasz do domu, bo nie zamierzam sponsorować twojego bezcelowego bujania się po mieście…
             - A co z wypowiedzeniem?
            - Ano właśnie: Agata od cioci Lucyny znalazła sobie pracę we Wrocławiu i szuka mieszkania, może zająć twoje miejsce, skoro i tak nie masz tam nic do roboty… Może się wprowadzić już od przyszłego tygodnia.
                Przeczekuję kilkunastominutową tyradę o tym, jak to powinnam się wziąć w garść i potem już nie mogę sobie znaleźć miejsca. Zepsuła mi cały poranek. Chciałabym uciec, od tych problemów, od tego gderania,  ale nie mam dokąd. Właściwie od jakiegoś czasu jedyną moją odskocznią są zakupy w pobliskim markecie, albo oglądanie witryn w galerii i zastanawianie się, co bym sobie kupiła  a) gdybym miała za co b) gdyby mieli mój rozmiar. Nie chce mi się iść do galerii, poza tym lodówka świeci pustkami, więc tym razem  wybieram market.
                Snuję się między półkami i bardziej oglądam niż kupuję. Kiedy studiuję skład szynki drobiowej, korpulentna blondynka w błękitnym sklepowym uniformie rzuca paczkowany ser na półki wielkiej lodówki. Jej zamaszyste ruchy zdradzają głęboką nienawiść do wykonywanej pracy, ale i tak jej zazdroszczę. Coraz częściej łapię się na tym, że zazdroszczę każdemu, kto wykonuje jakiekolwiek zajęcie zarobkowe. Przynajmniej nie zaczynają dnia od słuchania gderania o swoim nieudacznictwie…
Sklep pełny jest rozgadanych dzieci, korzystających z faktu, że rodzice i dziadkowie tego dnia chętniej niż zwykle wyskakują z kasy, by spełniać ich zachcianki. Barbie, jednorożce, roboty, samochody, jakieś dziwne wynalazki do kolekcjonowania… Za moich czasów chyba nie było tyle tego wszystkiego…
                Starannie wybieram kasę, oceniając szybkość rąk kasjerek i stopień zapełnienia wózków w kolejce. Mam jednak pecha, bo jakaś dziewucha przede mną zaczyna się awanturować o cenę awokado w promocji. Po chwili już trzy kasjerki rozkminiają, dlaczego nie jest o złoty dwadzieścia tańsze. Z nudów przyglądam się ludziom. Za mną stoją dwie dziewczynki z dziadkiem.
                - Jak dorosnę, będę budować takie rakiety – stwierdza jedna z nich, chyba starsza, falując w powietrzu modelem wahadłowca. – A ty, Nikola, kim będziesz?
Blondyneczka obwieszona plastikową biżuterią wzrusza ramionami.
                - Piosenkarką, albo aktorką albo modelką i miss świata…
                - Ja bym wolała być reżyserką zamiast aktorką, bo reżyser rządzi, a aktorka tylko gra…
                - No to chciałabym być i reżyserką i aktorką i piosenkarką i modelką. I jeszcze malarką… No i miss świata oczywiście.
                - No ja też. Będę i budować rakiety i robić filmy. Modelką też mogę być…
            Wracam myślami do czasów, kiedy byłam w podobnym wieku. Miałam tysiąc różnych wyobrażeń na temat tego, jak moje dorosłe życie będzie wyglądać. Pamiętam, jak oglądałam „Słodkie Zmartwienia” i wyobrażałam sobie, że moja przyszłość będzie polegała na jeżdżeniu kabrioletem, imprezach nad basenem i robieniu zakupów. Co by sobie pomyślała mała Matylda widząc mnie teraz? Bezrobotną absolwentkę Wyższej Szkoły Gotowania na Gazie, jak to z dumą podkreśla mama…
          Kasjerka wraca na swoje stanowisko – widocznie udało się znaleźć satysfakcjonuje rozwiązanie w sprawie awokado. Ma zmęczoną twarz, zaciśnięte usta. Ciężki, nieumiejętnie zrobiony makijaż sprawia wrażenie, jakby miała się za chwilę roztopić, pozostawiając na podłodze barwną plamę. Próbuję wyobrazić ją sobie jako małą dziewczynkę - taką jak te, które stoją za mną w kolejce - bawiącą się z innymi dziećmi na podwórzu i snującą marzenia o swojej przyszłości. Ciekawe, kim chciała zostać? Nawet jeśli już wtedy planowała pracę w sklepie, to pewnie nie wiedziała jeszcze, ile będzie zarabiać i z jakimi problemami będzie się użerać. Być może te dwie spełnią kiedyś choć część swoich marzeń, ale największe szanse mają na to, by jak większość dzieci, wyrosnąć na zwyczajnych dorosłych zmagających się z rachunkami, kredytami, stresem, brakiem pieniędzy, nudną pracą, odpowiedzialnością, brakiem czasu i chronicznym zmęczeniem… Największy urok dzieciństwa polega na tym, że jeszcze tego nie wiedzą…

23 komentarze:

  1. Tak, taki jest właśnie urok dziecińtwa :) Mieć marzenia i niepodważalne przekonanie, że się same spełnią. I że życie będzie miało tylko piękne kolory...
    Fantastyczny tekst!
    Pozdrawiam, Pola :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznij pisać za kasę, robisz to świetnie, choć nie wiem jak z zapotrzebowaniem. Jedna z blogerek, które znam pracowała w czasopiśmie, teraz pisze teksty jako wolny ptak....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie.. POdpisuje sie

      Usuń
    2. Jestem podobnego zdania, masz lekkie pioro i jestes bardzo spostrzegawcza.

      Usuń
  3. Beethoven na takim osiedlu jest jak tęczowy paw jednorożca roznoszący się rozkosznie na nieboskłonie, póki nie utraciwszy swego impetu, subtelnie nie opadnie niby migocząca mgiełka na spękany, brudny bruk...

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie piszesz, dobrze się czytało, pozdrowienia ☺

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne napisane, masz talent do tego!
    Pozdrawiam Weronika S.
    pasjeweroniki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie piszesz, tym się zajmij!👍A propos dzieciństwa...coraz częściej wracam myślami do tych beztroskich lat, chętnie bym wróciła. Pozdrawiam serdecznie!😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, dzieciństwo ma niepowtarzalny urok, fajnie by było do tego wrócić :)

      Usuń
  7. też tak miałam, wyjechałam :) polecam :))

    OdpowiedzUsuń
  8. ..znakomity tekst, czyta się wspaniale i piękny obrazek!
    ..czasem cudownie jest, choćby na chwilkę, wrócić do wspomnień
    z beztroskiego dzieciństwa :)

    - pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Wspomnienia z dzieciństwa mają urok, zupełnie inaczej patrzyło się wtedy na świat.

      Usuń
  9. Mogę jedynie przyłączyć się do zachwytów nad tekstem. A ten fragment o szukaniu pracy, to jakby o mnie i moich młodych, którzy do momentu ogłoszenia pandemii nie znaleźli pracy, bo podobno nikt nie odpowiedział na cv, a teraz zasłaniają się tym, że więcej zwalniają niż zatrudniają. Mieli pretensję, że nie pamiętałam o nich w dniu 1 czerwca. Życzę dalszych równie dobrych tekstów, ale osobiście uważam, że każdy okres ma swoje uroki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny i miłe słowo :) Myślę, że sporo młodych ludzi boryka się z problemem znalezienia pracy, szczególnie, jeśli nie mają jeszcze doświadczenia, ale prędzej czy później, na pewno coś się znajdzie, jeśli się dobrze poszuka, trzeba być dobrej myśli :)

      Usuń
  10. Mi również podoba się to jak piszesz. Masz lekki styl pisania i bardzo dobrze czyta się Twoje teksty. ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pięknie piszesz, przyjemnie czytało się to opowiadanie. Spokojnie mogłabyć pisać książki, masz bardzo ciekawy styl i lekkość pióra.
    To prawda dzieciństwo jest beztroskie, bez zmartwień i ta słodka niewiedza, co będzie później.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)Tak, ta niewiedza jest super, bo ma się przekonanie, że nie ma rzeczy niemożliwych i wszystko się jeszcze może zdarzyć

      Usuń
  12. Oj tak, pamiętam swoje niektóre wizje dotyczące przyszłości. W porównaniu z "dorosłą rzeczywistością" wydają się czasem śmieszne. Ale jednocześnie też piękne :) Ciekawie piszesz, bardzo przyjemnie czyta się twoje teksty. Będę zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zawsze warto jest mieć marzenia i dążyć do ich spełnienia. Wiem co mówię, bo sama wiele z nich zrealizowałam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Brawo za styl i piękny język. Zrób coś z tym bo warto. Świetne. Dobrze się czyta. Jako dzieci mamy wiele marzeń i wiary w siebie, tak jak te dziewczynki w sklepie. I pewności siebie która jest potrzebna do realizacji marzeń.

    OdpowiedzUsuń