"Autobus w gorący letni dzień" - promarkery |
Witajcie! Dzisiejszy post może się wydać nieprzystający do panującej w
kraju aury, ale to dlatego, że inspiracja przyszła nieco wcześniej. Jest
wynikiem mojej refleksji nad podróżowaniem komunikacją miejską, które mogłyby
stać się nieco przyjemniejsze (może nie przyjemne, ale chociaż mniej uciążliwe),
gdyby część pasażerów zmieniła swoje nawyki.
Poranne korki stanowią nieodłączny element krajobrazu mojego miasta. Gdy
rozejrzeć się po tworzących je samochodach, okazuje się, że ogromna część
zawiera po jednej osobie… A gdyby tak ci wszyscy ludzie przesiedli się do
autobusów/tramwajów? Według oficjalnego miejskiego portalu, autobus pomieści
tyle osób, co 100 aut osobowych… Ciężko mi to sobie wyobrazić, albo raczej, nie
chciałabym jechać w takich warunkach, ale mniejsza… W każdym razie, autobus na
pewno jest ekologiczną alternatywą dla auta. Z takiego też założenia wyszła
pani Iksińska, postanawiając porzucić podróże autem na rzecz komunikacji
miejskiej.
Jako że podróż zaczynała na jednym z pierwszych przystanków, bez trudu
znalazła miejsce siedzące. Zadowolona,
wyciąga książkę i pogrąża się w lekturze. We własnym samochodzie musiałaby
skupić się na jeździe, co oznacza, że właśnie zyskała dodatkowe pół godziny na
czytanie – cóż za oszczędność czasu… PIUUU-PIU-PIU-PIM-PIUU!!!!! Wściekły pisk elektroniki rujnuje
chłodny klimat skandynawskiego kryminału. JAK ŚLICZNIE POZBIERAŁEŚ TE OWOCE! –
skrzeczy infantylny głos z tabletu dziecka siedzącego naprzeciwko. Pomimo tych
werbalnych katuszy, kobieta obok niego, najpewniej mama, ma wyraz ulgi na
twarzy – dla niej to chwila spokoju. Czy dzieci naprawdę lubią takie dźwięki? –
zastanawia się pani Iksińska. Jedno jest pewnie – dorośli nie lubią, gdy
podniecone grą dzieci wierzgają i szorują im butami po jasnych spodniach.
Zakłopotana, zwróciła uwagę kobiecie. „Wojtusiu, nie kop pani”- recytuje
kobieta, niczym syntezator mowy, nie podnosząc wzroku znad ekranu smartfona. Jak
można się spodziewać, bez rezultatu. Na szczęście, wkrótce wysiedli.
Poirytowana Iksińska próbuje otrzepać brud. Ma nauczkę, by nie siadać na tych
„poczwórnych” miejscach. Nic to, jakoś dotarła na miejsce.
Powrót do domu. Środek lata, godziny popołudniowe. Kompletna żarówa. Z
sykiem otwierają się podwójne drzwi. W środku aż czarno. Iksińska bierze
głęboki oddech, zastanawiając się, czy wystarczy jej tlenu do końca trasy.
Autobus przedziera się przez miasto, jest korek, powietrze stoi. Wyprzedzają go
staruszki z torbami na kółkach, drepczące po chodniku obok. Ludzie wiszą na
rurkach niczym wielkie kiście winogron. Iksińska znajduje kilka wolnych
centymetrów, których może się uczepić. Kolejny przystanek. „Więcej was matka nie
mieli?” – sapie w myślach na widok nowych mas ludzi ładujących się do środka.
Nie ma się już gdzie przesunąć, bo za chwilę straci punkt przyczepienia –
trzyma się ledwie końcami palców. Ze zdumieniem dostrzega w głębi autobusu kilka
wolnych miejsc, a obok nich… wytrwale stoją jakieś kobiety. Najwyraźniej już
się dziś nasiedziały, lub uznały, że wokół są bardziej potrzebujący... Dlatego
zdecydowały się stać tuż obok, blokując
im dojście i tworząc sztuczny tłum w przejściu, jakby nie było w nim
wystarczająco ciasno… Iksińska sama chętnie by skorzystała ale… Nie no, nie da rady, nie przeciśnie się. Klnie w
myślach na miłosierne staczki – gdyby raczyły posadzić te tyłki, mogłaby
chociaż przejść dalej i chwycić się innej rurki, a tak musi dzielić się z
dryblasem, któremu sięga do pachy, a który, chyba z nudów, właśnie gibie się na
wszystkie strony, jakby rozgrzewał się przed występem w klubie Gogo, przy
okazji niemal szorując jej po twarzy spoconymi plecami. Iksińska odwraca głowę
z niesmakiem, ale z drugiej strony wcale nie jest lepiej… Niektórym zupełnie
nie przeszkadza mało intymna atmosfera. Jakaś parka wymienia się śliną i
miłosnymi wyznaniami tuż przed nosem
nieszczęsnej Iksińskiej, dostarczając jej subiektywnie wątpliwych wrażeń
estetycznych. Zdesperowana wbija wzrok w
sufit, ograniczając swoje cierpienia do warstwy werbalnej: „Szeptu-szeptu… Ćmok… ćmok… Kochas mnie? No…
Ćmok, szeptu-szeptu? No, ja tes cie kosiam. Ślllup… Ćmok…”
W końcu sytuacja nieco się rozluźnia, dla
Iksińskiej zwalnia się miejsce. Korki też już mniejsze, autobus pędzi, jakby nadrabiał stracony czas.
Iksińska oddycha z ulgą, sięga po książkę. „Przepraszam!” Starszy pan spod okna
już w blokach startowych, choć do przystanku daleko, a autobus właśnie z
impetem wchodzi w zakręt. „Chwileczkę” – mamrocze Iksińska. Wolałaby wstrzymać
się od opuszczania swojego miejsca, aż kierowca skończy manewr. Czuje się
niezręcznie, bo mężczyzna sterczy nad nią wyczekująco. „Przepraszam,
przepraszam!” Kilkoro ludzi pędzi przez korytarz z determinacją w oczach, jakby
się bali, że drzwi otworzą się jedynie na ułamek sekundy, i jeśli nie opuszczą
go w tym czasie, zostaną w nim uwięzieni na wieki. I nie wiedzieć dlaczego,
ZAWSZE, ALE TO ZAWSZE wstają z miejsc akurat wtedy, gdy pojazd gwałtownie
zwalnia, przyśpiesza, a najlepiej – skręca.
-Eko-sreko- marudzi w myślach Iksińska, powłócząc nogami w drodze do swojego
mieszkania. - Jak dobrze, że mam
samochód…
Grafika iście moderna, ale podoba mi się, mimo utyskiwań na MPK, obraz energetyczny ;-)
OdpowiedzUsuńZ usług MPK nie korzystam od lat, ale nie mieszkam w metropolii, wszędzie dojdę na piechotę najdłużej w 50 minut, ale pamiętam podróże autobusem w upały, często wysiadałam wcześniej, bo nie dało sie wytrzymać.
Bardzo fajna grafika. Kolory, życie. Nie lubiłam zapchanych autobusów. Ocierania się o spocone ciała innych ludzi. Ale od dawna nie jeżdżę komunikacją. Lubię bardzo metro. Lubię przyglądać się ludziom. Już mnie nie irytuje, zaciekawia.
OdpowiedzUsuńUroki komunikacji miejskiej :) Mam samochód, ale wszędzie śmigam autobusem czy tramwajem i lata mi koło frędzla, że sąsiedzi mogą kręcić nosem na to, że moje auto głównie stoi i zajmuje miejsce na parkingu. Przeprowadzę się na wieś, więc wtedy będę skazana na siedzenie za kółkiem, teraz szkoda mi czasu na marnowanie go w korkach :)
OdpowiedzUsuńA jako człowiek prosty widzę w tym obrazie kolorową sałatkę :D Gdyby mi nikt nie powiedział, co to przedstawia, w życiu bym tego tak nie zinterpretowała. Ale to ja, zakochana w "Magnoliach" Wyczółkowskiego i innych pięknych w oczywisty sposób pejzażykach ;)
W moim mieście też jest dużo korków. Dojeżdżanie do pracy było uciążliwe i mimo zrobionego prawa jazdy, uznałam, że posiadanie samochodu to zbędna skarbonka. Tramwaj mijał wszystkie korki. W suche dni jeździłam rowerem, wtedy to nawet mijałam wszystkie tramwaje stojące na światłach, bo droga rowerowa wiodła bokiem bez sygnalizacji.
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię siadać na poczwórnych miejscach, właśnie z tego samego powodu.
Nie znoszę komunikacji miejskiej. Korzystam tylko jak muszę...
OdpowiedzUsuńKocham jeździć autem. Kocham auto <3 Nawet jeśli czasem parkowanie okazuje się horrorem, to i tak czuję się bardziej komfortowo :)
Oj, znam te wszystkie wątpliwe uroki podróżowania komunikacją miejską. Odkąd przesiadłam się do auta, korzystam już rzadko i jakoś nie tęsknię. Jak już, to zdecydowanie wolę rower.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Opisałaś to po prostu tak, że padłam ze śmiechu. Ja samochodu nie mam, ba nie mam nawet prawka (w tych czasach ;p) ale jakoś tak bardzo mi to wszystko nie przeszkadza. Wolę siedzieć w tym całym ścisku (nawet gdy miejsca obok mnie wybierają ludzie nie umiejący obsługiwać prysznica) słuchać odgłosów gier, czy cmokania niż prowadzić :D
OdpowiedzUsuńŚwietne spostrzeżenie ludzi. Pchają się, nie myślą o innych i opuszczają pojazd, jakby miał nastąpić koniec świata...
OdpowiedzUsuńFaktycznie do obecnej pogody już trochę nie pasuje, ale idealnie obrazuje lato. Świetne oddanie tematu!
OdpowiedzUsuńNiestety uciążliwi i niezbyt dbający o higienę osobistą współpasażerowie to istna zmora :(
OdpowiedzUsuńNie cierpię podróży komunikacją miejską... szczególnie przy upałach. Wykończyć się można. Tramwaj klimatyzowany to jeszcze, ale jak zaczną okna otwierać to nie działa i kiszka.
OdpowiedzUsuńObraz genialny :))).
OdpowiedzUsuńJa na szczęście do pracy mam tylko półtora kilometra, więc na ogół chodzę pieszo (bo lubię i dla zdrowia), a z miejskiej komunikacji korzystam akurat w godzinach pozaszczytowych, więc tragedii nie ma.