niedziela, 2 lutego 2020

Kobieta bez serca


Okolice dworca, dzień jak co dzień. Grupka ludzi czeka na autobus. Nagle pojawia się jegomość, tak jakby mu się śpieszy, zaraz mu pewnie pociąg ucieknie. Podchodzi do każdego po kolei i wyrzuca z siebie słowa wytrenowanym zbolałym głosem numer trzy: wspomoże pani człowieka biednego łolaboga ni mam piniendzy, świat mi się wali a muszę dojechać na baaaardzo ważne coś gdzieś tam/do domu/ na pogrzeb babci/ślub kuzyna/do wojska do jednostki/dowolną ważną ważność mającą sprawić, że nie sposób odmówić. 


Jeśli mieszkacie lub często bywacie w większym mieście, to pewnie już się z tym spotkaliście. A jeśli się spotkaliście i paskudnie, egoistycznie utrzymaliście swoje ludzkie odruchy na wodzy i nie wspomogliście człowieka w potrzebie, niech nie zjedzą was wyrzuty sumienia, bo oto śpieszę z pocieszeniem: te pilne podróże często nie są aż tak pilne. Niektórzy z tych globtroterów zbierają przez tydzień na to samo… 

Mam taką żelazną zasadę: nigdy, ale to przenigdy nie daję pieniędzy ludziom, którzy proszą mnie o pomoc na ulicy. Niezależnie od tego, jak potrzebująco i przekonująco wyglądają i jak ckliwą historię mają mi do sprzedania. Myślicie, że jestem cyniczną zołzą nieczułą na krzywdę ludzką? Nie, jestem świadoma, jak dobrze ludzie potrafią udawać. Poza tym, szanuję swoje pieniądze i jeśli mogę się nimi podzielić, wolę przekazać darowiznę na wsparcie wiarygodnych instytucji niosących pomoc.  
Pamiętam, jak kilka lat temu zaczepił mnie schludnie wyglądający facet, prosząc o pomoc w zakupie mleka dla dziecka. Początkowo wzięłam go za jakiegoś zbłąkanego tatusia, którego partnerka wysłała po mleko modyfikowane, a on niezorientowany w temacie. Ale jemu chodziło o to, że ja miałabym mu to mleko kupić. Za swoje złotówki. Jakiś czas temu na jednej z grup facebookowych napotkałam na wzmiankę o tym człowieku – komentujący śmieszkowali, że chyba zamierza to dziecko do 18-tego roku życia karmić mlekiem,  bo pojawia się w tych samych miejscach od wielu lat… 

Nie jest też dla mnie argumentem, że ktoś „ale nie prosi o pieniądze, tylko o jedzenie/inną formę pomocy”.  W moim mieście są miejsca, gdzie potrzebująca osoba może zjeść posiłek za darmo, są miejsca gdzie osoby w trudnej sytuacji mogą otrzymać pomoc. Dając pieniądze na ulicy ryzykujesz, że marnujesz swoje ciężko zarobione środki fundując łatwy zarobek jakiemuś leniowi (bo są tacy, którzy uczynili sobie z żebractwa wygodny sposób na życie), wspomagasz wykorzystywanie do żebrania dzieci, czy utrudniasz zagubionemu człowiekowi wyjście z nałogu i bezdomności – pozbawiasz go motywacji. 

Może pomyślicie sobie, że przesadzam, ale nie wspomagam także ulicznych zbiórek fundacji, których nie znam, tudzież ludzi chodzących ze zdjęciami dzieci potrzebujących pieniędzy na leczenie. Zdjęcie dziecka każdy sobie może znaleźć w Internecie i wydrukować. Empatia i chęć niesienia pomocy to łatwy kąsek dla różnego rodzaju oszustów – niektórzy nie mają żadnych skrupułów.


Dobrze znam te pełne pogardy, niesmaku lub oburzenia (a czasem i wulgaryzmów) reakcje na 
odmowę. „Ale co to dla ciebie jest ta złotówka…”. Otóż ta złotówka to są moje pieniądze, za które codziennie rano muszę zwlec się z łóżka w czasie, gdy wolałabym spać, za które muszę wychodzić z domu, bez względu na to, czy jest mróz, deszcz czy upał. To są moje pieniądze, na które pracuję i które mogę wydać na co tylko mam ochotę i nie mam obowiązku tłumaczyć się przed nikim, a tym bardziej obcymi ludźmi, dlaczego nie zamierzam ich rozdawać przypadkowym „potrzebującym”. Jeśli mam kaprys wydać całą wypłatę na wielką balangę i nie przeznaczyć ani grosza na żaden cel dobroczynny to jest to moja sprawa i moje prawo.

Czy uważam, że przeznaczanie jakichkolwiek środków na organizacje pożytku społecznego jest głupie, bezsensowne? Otóż nie. Uważam tylko, że to moja sprawa czy i komu pomagam. Niemal każdego dnia przeglądając portale społecznościowe napotykamy apele o pomoc: bezdomne, zaniedbane zwierzęta, samotni seniorzy, chore dzieci, dla których jedynym ratunkiem jest niebotycznie droga operacja… Nie mam możliwości pomóc każdemu z nich, dlatego jeśli już przeznaczam na ten cel jakąkolwiek część moich ciężko zarobionych pieniędzy, chcę mieć pewność, że każda złotówka trafi tam, gdzie powinna – wolę wspierać organizacje, które weryfikują podopiecznych, cele oraz kwoty organizowanych dla nich zbiórek, oraz których efekty działania mogę obserwować.

A skoro już o tym mowa, jedną z fundacji, do których mam zaufanie, jest Mondo Cane – tam właśnie trafi mój 1% w tym roku (wybrałam Inspektorat Działoszyn, ponieważ jest mi poniekąd najbliższy). Jeśli nie macie jeszcze pomysłu, na co przekazać swój, polecam :)



24 komentarze:

  1. Pomagając na ulicy, jest ryzyko, że mamy do czynienia z zawodowym zbieraczem, tak jak piszesz. W moim mieście też są takie miejsca, gdzie bezdomni mogą zjeść, a wiem, że właśnie grupa zajmująca się tym problemem, stara się o łaźnię dla nich, więc pomoc będzie jeszcze owocniejsza. Lecz nie dają im pieniędzy.
    I wtedy gdy ktoś chce ode mnie złotówkę na chleb, mówię mu gdzie ma się udać i że dostanie ciepłą strawę. Reakcje są różne, wtedy widać o co naprawdę chodziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram. Pomaganie jest dobre, ale warto robić to mądrze :)

      Usuń
  2. Absolutnie, ja wybieram komu daję :) Popatrz jaki świat mały. WolontariuszkaG, na której tak się potwornie potknęłam (pisałam o tym na blogu) była właśnie z Mondo Cane. Od tego czasu jednak ich omijam.
    I zdarzyło mi się kiedyś, że dałam 2 zł pijanemu panu z harmonią i to mnie uratowało do potrącenia przez rowerzystkę :) Dziwnie tu jest, dobrze jednak nie trzymać się zasad bardzo sztywno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta fundacja jest dość spora, działają w niej różne osoby w ramach różnych inspektoratów. Wiadomo, że nawet w najlepszej fundacji może trafić się jakaś czarna owca.

      Usuń
  3. Sama wiele razy nacięłam się na takich w potrzebie...teraz mówię, że nie noszę przy sobie gotówki i mam alergie na zbierających do puszek i rozdających krzyżówki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Płatności bezgotówkowe to istne wybawienie - można łatwo się wykręcić - "ale proszę pana, ja nie używam gotówki, płacę tylko kartą". Pamiętam, jak raz próbowałam tak spławić jakieś panie z nieznanej mi fundacji - a one na to wyciągają terminal :D

      Usuń
  4. Jeszcze nie dawno to zamiast pieniedzy to dawałam (jak miałam) jedzenie. Od pewnego czasu omijam takie osoby wielkim łukiem. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
  5. w Emiratach nie ma tego problemu, bo żebractwo jest zakazane pod karą więzienia

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam generalnie podobne podejście, ale czasem robię wyjątki. Mój mąż czasem sam zaczepia i daje pieniądze na przykład nurkowi grzebiącemu w śmietnikach, jak widzi, że gość łazi z pieskiem i dzieli się z nim własnym jedzeniem.
    Co do zasady wpłacam na duże znane fundacje, sprawdzając wcześniej opinie w internecie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam bardzo podobnie, nigdy nie daję pieniędzy na ulicy. Co jakiś czas wspieram jakieś akcje, które akurat wpadną mi pod rękę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. mój brat kila razy kupił spotkanemu pod sklepem i proszącego o pomoc chleb, bułki i kiełbasę a potem widział jak ten "rzekomo" bezdomny handlował tym - wymiana na flaszkę. Innym razem kiedy zaproponował, że zamiast pieniedzy na bułki kupi je to spotkał zię z wyzwiskami. Jednak nie ma na to zasady bo są ludzie, którzy naprawdę potrzebują pomocy (u nas nie ma miejsca gdzie bezdomni mogą zjeść). Ja dwa razy natknęłam się na osobę w potrzebie - nie dałam pieniędzy, raz oddałam swoje kanapki i napój a innym razem kupiłam drożdżówkę i napój... widziałam wdzięczność w oczach i Ci którym pomogłam rzeczywiście to jedli. I nikt nikogo nie powinien oceniać - masz rację, ze to my decydujemy komu i w jaki sposób pomagamy.

    OdpowiedzUsuń
  10. JA też nigdy nie daje na ulicy osobom pieniędzy. Przeważnie pozniej za to kupują alkohol

    OdpowiedzUsuń
  11. Zawsze ściska mnie serce, kiedy widzę jakąś starowinkę na wózku albo po prostu na ziemi, na szmatach. Myślę sobie wtedy, że pewnie syn ją wystawił rano i wraca po nią wieczorem, sprawdzając, ile ludzie wrzucili jej do kubka. Ale sama nie daję już nikomu pieniędzy na ulicy. Dorzucam się do WOŚP i daję 1% fundacji zwierzakowej, ale na ulicy nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jest właśnie najbardziej szkoda tych starowinek. Pamiętam, jak kiedyś w paskudnie chłodny, szary dzień mijałam starszą panią, która miała rozłożony na chodniku cały "kramik" z różnymi dzierganymi rzeczami - widać, że sama robiła, dizajn typowo babciowy. To oczywiście zupełnie co innego, niż żebranie, ale pamiętam, że bardzo mi się jej szkoda zrobiło i kupiłam od niej beret i skarpety. Nie były mi w ogóle potrzebne, ale pomyślałam, że dołożę cegiełkę, żeby jej dzień był milszy i żeby wcześniej mogła zwinąć się do domu. Wbrew moim przewidywaniom, te wielkie skarpety okazały się całkiem przydatne podczas mrozów.

      Usuń
  12. Ja mieszkam w Częstochowie, więc jak nikt inny w żadnym mieście - wiem o co chodzi. Tak jest faktycznie, jak piszesz. Z tym, że owszem, są osoby, które pomocy potrzebują. Tylko, że ja nie spotkałam się jeszcze z kimś, kto by pytał o jedzenie, zawsze chcą pieniądze na jedzenie. Zdarzyło mi się im zaproponować, że kupię, albo dam im moje jedzenie, ale zgadnij jaka była ich reakcja. Jedna babka wywaliła frytki, które jej dałam na stolik obok.
    Najgorsi są Romowie, zwani Cyganami. Potrafią nawet bezczelnie przyjść do sklepu i rozmieniając 200zł oszukać kasjerkę na 500. Jak jakiś cygan wchodzi do nas do sklepu to automatycznie cała zmiana chodzi krok w krok za nim. A wszystkie historie o tym jak łamią swoim dzieciom nogi, narkotyzują psy - są niestety prawdziwe. Kilkakrotnie na własne oczy widziałam jak ci pokrzywdzeni ludzie wsiadają do drogich, markowych samochodów. Przestrzegam! Często, wrzucając tą, mało znaczącą złotówkę, bardziej szkodzimy niż pomagamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że zdarzają się naprawdę potrzebujące osoby, ale dla nich istnieją specjalne placówki, w Częstochowie także. Zgadzam się, że czasem, a może nawet zazwyczaj, ta mała złotówka bardziej szkodzi, niż pomaga - a mogłaby pomóc gdzieś indziej.

      Usuń
  13. Wiele myśli siedzi nam jeśli chodzi o ten temat. Serce ściska, gardło też, ale musimy wybrać

    OdpowiedzUsuń
  14. Kilka razy zdarzyło mi się dać takiej osobie kilka gorszy, a potem pożalowałam, bo zobaczyłam ją pijącą na ławce z innymi żulami. Pieniądze wywalone w kosz. Teraz w podobnej sytuacji proponuję tej osobie, że kupię bułkę. Jeśli ta osoba odmawia, to znaczy, że chce na alkohol. Żal mi bezdomnych, ale niektórzy naprawdę mają to co chcieli. Są noclegoemie, ale ta pić nie wolno, więc wybierają picie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ani nie daję pieniędzy, ani jedzenia. Bezdomni od jednych dostają jedzenie, od innych pieniądze. Kiedy dostaną jedzenie, pieniądze mogą wydać na picie. Zresztą, jeśli są naprawdę głodni, to tak jak wspomniałam, są miejsca, gdzie dostaną jeść za darmo.

      Usuń
  15. Smutno mi z tego powodu ale całkowicie Cię popieram. Kiedyś dawałam, rzuciłam te złotówki, bo to nic takiego a nawet na to piwo niech ma ale no ileż można. Ludzie coraz cwańsi. Raz jechałam pociągiem facet opowiedział taką historię smutną jak to go oszukali, potem okradli, nie ma za co do domu wrócić. Przeszedł się przez wagon, każdy mu coś rzucił do kapelusza. Jak doszedł do mnie i zobaczyłam ile ma w tym kapelusz to nie dałam... Facet mógł już spokojnie do końca trasy dojechać i jeszcze mu zostanie a miał czelność iść do kolejnego wagonu i kolejny raz historię opowiedzieć.
    Tak samo te akcje charytatywne tak łatwo coś zorganizować małego, że oszustów nie brakuje. Pomagam tym, których znam.
    Chociaż czasem życie pozytywnie też zaskoczy. Raz dałam bezdomnemu rogalika, a on zawołał kolegę i zadowoleni zjedli go po połowie. Wzruszyłam się wtedy... Innym razem dziewczyna rozrzuciła kanapki bo chciała forsę... Nigdy nie wiesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie potrafią być bardzo kreatywni, jeśli chodzi o cwaniakowanie, a z niektórych są tacy aktorzy, że mogliby pewnie niejednego absolwenta filmówki zawstydzić ;) Ale prawdę mówiąc, już wolę, jak ktoś mówi, że zbiera na piwo, zamiast wciskać mi jakąś łzawą historyjkę.

      Usuń
  16. Ja tez nie pomagam przypadkowym osobom. Zbyt wielu jest oszustów, którzy żerują na dobroci innych.
    Też mam wybrane fundacje, które wspieram i również nikomu się z tego nie tłumaczę.
    Tak jak zauważasz, to Twoja sprawa jak dysponujesz swoimi funduszami.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ciężki temat, mi niekiedy zdarzyło się kupić komuś cos jedzenia, ale wolę sama decydowac komu pomóc i jak. Chyba już szczerze obecnie wolę akcje organizowane ( przynajmniej u mnie w mieście) przez młodych ludzi, którzy publicznie muzykując uczciwie pisza ,ze zbierają na Woodstock, czy inne wyprawy.

    OdpowiedzUsuń