Zastanawialiście się kiedyś, jak
to jest nie żyć? Umrzeć? Jak to będzie, kiedy nas już tu nie będzie? Cóż, być
może zupełnie tak, jak nas nie było, zanim się urodziliśmy, ale patrzy się na
to trochę inaczej, kiedy już miało się szansę urodzić: odkąd istniejemy, życie
jest wszystkim co znamy. Umieranie zaś, to jedna wielka niewiadoma. Do czasu:
każdy z nas kiedyś pozna tę wielką tajemnicę, jedni wcześniej, inni później,
ale nikogo to nie ominie: tak jak po niedzieli nieubłaganie przychodzi
poniedziałek, tak dla każdego kiedyś przyjdzie TEN dzień.
Śmierć fascynuje ludzi od zarania
dziejów i pomysłów na to, co może znajdować się „po drugiej stronie” powstało
całe mnóstwo – co sprytniejszym udało się swoje wizje nieźle zmonetyzować –
religie chętnie eksploatują temat, obiecując cuda i złote góry na „tamtym świecie”.
Oczywiście pod warunkiem, że będziemy postępować dokładnie jak tego chcą ich
guru czy kapłani. Nie wiadomo, ile prawdy, jeśli w ogóle, mogą zawierać te
opowieści, ale jedno jest pewne – relacja klient – firma w tym układzie jest
wyjątkowo nierówna – wszak nikt nie może stamtąd wrócić, żeby przestrzec
innych, że to ściema. Ale w razie gdyby ktoś miał wątpliwości, to firma często
ma w zanadrzu klauzulę o wiecznych mękach, jak nie będziesz słuchać guru, tak
że...
Sam fakt, że prawie każda religia
oferuje jakąś wizję życia po śmierci wydaje się jednak zrozumiały – większość
ludzi boi się śmierci, bo ewolucja wolała, żebyśmy nie rozstawali się z życiem
za łatwo. Każdy prędzej czy później starzeje się, niedołężnieje, doczesne życie
sprawia coraz mniej radości i trudno pogodzić się z faktem, że lepiej już nie
będzie, więc tym bardziej chcemy wierzyć, że to jeszcze nie koniec.
Zresztą, nawet jeśli opowieść o
wiecznym raju po śmierci byłaby prawdziwa... czy wyobrażacie sobie wieczność?
WIECZNOŚĆ! Dłużej niż istnieje wszechświat. Nieskończoną ilość czasu. Prawdę
mówiąc, kiedy się nad tym zastanawiam, wieczne życie wydaje mi się niemal
równie przerażające niż wieczna nicość. Co takiego musiałoby być w wiecznym
życiu, żeby po jakimś czasie nie stało się wieczną udręką? Najpewniej coś
niemożliwego do ogarnięcia śmiertelnym umysłem.
A co jeśli... w końcu zamknę
oczy, pójdę w stronę światła, w swoją ostatnią podróż i w tym momencie ktoś
ściągnie mi z głowy okulary VR i spyta: No i? Jak było?
Niektórzy uważają, że nie
istniejemy naprawdę – jesteśmy symulacją. Tak realistyczną, że nie potrafimy
jej odróżnić od rzeczywistości. Jakkolwiek myśl ta wydaje się dziwaczna, to
jednak wszystko jest możliwe – jeśliby się nad tym głębiej zastanowić, fakt, że
istniejemy, że cokolwiek istnieje, wydaje się równie niezwykły. 100 lat temu
obecna technologia mogłaby wydawać się prawie że magią, ale pewnie jest niczym
w porównaniu z tym, czym ludzkość może dysponować za 200, 300, 500, tysiąc
lat... Jeżeli spojrzymy na gry wideo sprzed 30 lat, a potem na obecne... Czy
symulacja tak realistyczna, że nie odróżnialna od prawdy w perspektywie
kilkuset lat wciąż wydaje się niemożliwa?
Można by spytać: tylko po co?
Wyobraźmy sobie świat dalece
zaawansowanej technologii, świat w którym wiele tajemnic przyrody zostałoby już
odkryte, gdzie nie byłoby chorób, cierpienia, może nawet śmierci... Świat tylu
ułatwień, że wszystko przychodzi bez trudu. Jak długo można w nim żyć, żeby nie
mieć jeszcze dość? Czego można chcieć więcej? Ja na przykład chciałabym
zapomnieć wielu rzeczy i wrócić do dzieciństwa, poznawać świat przez zabawę, z
ciekawością i radością, z jaką robią to dzieci. I dlatego powtórne „narodziny”
i „powrót” do nieidealnej, symulowanej przeszłości miałby dla mnie sens –
jestem w stanie uwierzyć, że ktoś kiedyś mógł pomyśleć podobnie.
Dla niektórych fakt, że na
świecie dzieje się wiele zła jest argumentem przeciw teorii symulacji – no bo
po co ktoś miałby chcieć urodzić się jako biedny, cierpiący człowiek, może
nieuleczalnie chory, który nie pożyje długo. A ja myślę, że może właśnie po to,
by zobaczyć, jak to jest i docenić swoje „lepsze” życie, spojrzeć na nie z
innej perspektywy? Szczególnie, jeśli żyje się tak długo, że nawet 100 lat wydaje
się mgnieniem oka.
Kto wie? Kiedyś wszystko stanie
się dla nas jasne. Lub ciemne na wieki.
P.s Śpieszę zapewnić, że nie
noszę jeszcze foliowej czapeczki itd, a powyższy tekst jest zwykłym moim
gdybaniem, a nie jakąś teorią spiskową w którą wierzę – bo nie wierzę, tylko
tak sobie wyobrażam.
Teoria życia jako matrixu jest równie fascynująca co przerażająca.
OdpowiedzUsuńtak, też się czasem zastanawiam czemu, po co, dlaczego, w jakim celu - fajnie na ten temat przemyśliwali Stoicy w Starożytności, przeczytałam jakiś czas temu książkę "Sztuka życia według stoików"
OdpowiedzUsuńPiotra Stankiewicza. Grunt to być tu i teraz żeby za bardzo się nie zafiksować ;) A to z Matrixem to całkiem ciekawe, też się zastanawiam czasem. Taki był też film z Jimmym Carreyem że jego życie było nagrywane i on o tym nie wiedział, taki serial powstał z jego życia i potem on się zdołał z tego wyrwać... No, ciekawe te przemyślenia :)
Wbrew wszystkiemu fajna ta teoria i nie wcale taka głupia. Lubię się zastanawiać nad różnymi możliwościami. Może reinkarnacja, a może urzeczywistnia się to w co naprawdę mocno wierzymy. Może po śmierci sami stworzymy sobie Boga. Tylko co się stanie z tymi, którzy zamiast wierzyć wątpią, jak ja...
OdpowiedzUsuńLudzie wierzą w przeróżne rzeczy. Skoro z pełnym zapałem można wierzyć w człowieka-boga urodzonego przez dziewicę, którą o ciąży poinformował anioł, czemu by nie wierzyć w Plejadian, wirtualną symulację, hodowlę ludzi przez inteligentną rasę czy w cokolwiek innego? Wszystko jest tak samo (mało) prawdopodobne ;)
OdpowiedzUsuńNic w naturze nie ginie, jedynie zmienia formę istnienia. Ja myślę, że staniemy się czymś innym. W ogóle wierzę w reinkarnację.
OdpowiedzUsuńNie każda religia stosuje groźby i nakazy. To chyba najbardziej domena katolicyzmu. Z tym mi wyjątkowo nie po drodze. Ale nie mniej jednak, rozumiem co masz na myśli. Gra z zasadami, które są z góry nie fair.
I wiecznoć też wydaje się być przereklamowana. Właśnie m. in. dlatego wydaje mi się, że nie ma "jednego wiecznego raju". Może i jest jakieś miejsce przeczekania dla "duszy" (czy jakkolwiek to nazwiesz), ale żeby siedzieć tam na zawsze zawsze... hmm...
Teoria symulacji też ma dość spory sens. Tylko pytanie - kim jesteśmy naprawdę? Czy to kim jesteśmy też umiera? A może również żyje w symulacji? A tamta symulacja w kolejnej symulacji? I tak dalej.
Pytań jak zwykle mnóstwo, odpowiedzi żadnych :D Kiedyś się dowiemy. I mam szczerą nadzieję, że kiedyś spotkam się z tymi, których utraciłam. Gdziekolwiek nie przebywają i jaką formą by nie byli
Podoba mi się Twoje gdybanie i Twój blog oraz jego tytuł.
OdpowiedzUsuńZawsze powtarzam, że jestem skłonna uwierzyć w reinkarnację, ale aktualne życie mam jedno i muszę je dobrze wykorzystać.
Nie boję się gościa w czarnym kapturku, byłam od dziecka parę razy na granicy jego harówki i wiem, że nie trzeba się bać. Pan Śmierć jest najważniejszym towarzyszem Pani Życie. 💚🍀
W sumie wszystko jest jedna niewiadoma : ) Z drugiej strony lepiej ze nie wiemy wszystkiego co.nas czeka bo bysmy moze oszaleli ze strachu. Gdyby znow bylo tak ze wszystko robi sie za nas byloby za latwo zyc i chyba troche nudno. Pozdrawiam Cie Kochana :)
OdpowiedzUsuń