wtorek, 2 listopada 2021

Oswoić nieznane

 


Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest nie żyć? Umrzeć? Jak to będzie, kiedy nas już tu nie będzie? Cóż, być może zupełnie tak, jak nas nie było, zanim się urodziliśmy, ale patrzy się na to trochę inaczej, kiedy już miało się szansę urodzić: odkąd istniejemy, życie jest wszystkim co znamy. Umieranie zaś, to jedna wielka niewiadoma. Do czasu: każdy z nas kiedyś pozna tę wielką tajemnicę, jedni wcześniej, inni później, ale nikogo to nie ominie: tak jak po niedzieli nieubłaganie przychodzi poniedziałek, tak dla każdego kiedyś przyjdzie TEN dzień.


Śmierć fascynuje ludzi od zarania dziejów i pomysłów na to, co może znajdować się „po drugiej stronie” powstało całe mnóstwo – co sprytniejszym udało się swoje wizje nieźle zmonetyzować – religie chętnie eksploatują temat, obiecując cuda i złote góry na „tamtym świecie”. Oczywiście pod warunkiem, że będziemy postępować dokładnie jak tego chcą ich guru czy kapłani. Nie wiadomo, ile prawdy, jeśli w ogóle, mogą zawierać te opowieści, ale jedno jest pewne – relacja klient – firma w tym układzie jest wyjątkowo nierówna – wszak nikt nie może stamtąd wrócić, żeby przestrzec innych, że to ściema. Ale w razie gdyby ktoś miał wątpliwości, to firma często ma w zanadrzu klauzulę o wiecznych mękach, jak nie będziesz słuchać guru, tak że...

Sam fakt, że prawie każda religia oferuje jakąś wizję życia po śmierci wydaje się jednak zrozumiały – większość ludzi boi się śmierci, bo ewolucja wolała, żebyśmy nie rozstawali się z życiem za łatwo. Każdy prędzej czy później starzeje się, niedołężnieje, doczesne życie sprawia coraz mniej radości i trudno pogodzić się z faktem, że lepiej już nie będzie, więc tym bardziej chcemy wierzyć, że to jeszcze nie koniec.  

Zresztą, nawet jeśli opowieść o wiecznym raju po śmierci byłaby prawdziwa... czy wyobrażacie sobie wieczność? WIECZNOŚĆ! Dłużej niż istnieje wszechświat. Nieskończoną ilość czasu. Prawdę mówiąc, kiedy się nad tym zastanawiam, wieczne życie wydaje mi się niemal równie przerażające niż wieczna nicość. Co takiego musiałoby być w wiecznym życiu, żeby po jakimś czasie nie stało się wieczną udręką? Najpewniej coś niemożliwego do ogarnięcia śmiertelnym umysłem.

A co jeśli... w końcu zamknę oczy, pójdę w stronę światła, w swoją ostatnią podróż i w tym momencie ktoś ściągnie mi z głowy okulary VR i spyta: No i? Jak było?

Niektórzy uważają, że nie istniejemy naprawdę – jesteśmy symulacją. Tak realistyczną, że nie potrafimy jej odróżnić od rzeczywistości. Jakkolwiek myśl ta wydaje się dziwaczna, to jednak wszystko jest możliwe – jeśliby się nad tym głębiej zastanowić, fakt, że istniejemy, że cokolwiek istnieje,   wydaje się równie niezwykły. 100 lat temu obecna technologia mogłaby wydawać się prawie że magią, ale pewnie jest niczym w porównaniu z tym, czym ludzkość może dysponować za 200, 300, 500, tysiąc lat... Jeżeli spojrzymy na gry wideo sprzed 30 lat, a potem na obecne... Czy symulacja tak realistyczna, że nie odróżnialna od prawdy w perspektywie kilkuset lat wciąż wydaje się niemożliwa?

Można by spytać: tylko po co?

Wyobraźmy sobie świat dalece zaawansowanej technologii, świat w którym wiele tajemnic przyrody zostałoby już odkryte, gdzie nie byłoby chorób, cierpienia, może nawet śmierci... Świat tylu ułatwień, że wszystko przychodzi bez trudu. Jak długo można w nim żyć, żeby nie mieć jeszcze dość? Czego można chcieć więcej? Ja na przykład chciałabym zapomnieć wielu rzeczy i wrócić do dzieciństwa, poznawać świat przez zabawę, z ciekawością i radością, z jaką robią to dzieci. I dlatego powtórne „narodziny” i „powrót” do nieidealnej, symulowanej przeszłości miałby dla mnie sens – jestem w stanie uwierzyć, że ktoś kiedyś mógł pomyśleć podobnie.

Dla niektórych fakt, że na świecie dzieje się wiele zła jest argumentem przeciw teorii symulacji – no bo po co ktoś miałby chcieć urodzić się jako biedny, cierpiący człowiek, może nieuleczalnie chory, który nie pożyje długo. A ja myślę, że może właśnie po to, by zobaczyć, jak to jest i docenić swoje „lepsze” życie, spojrzeć na nie z innej perspektywy? Szczególnie, jeśli żyje się tak długo, że nawet 100 lat wydaje się mgnieniem oka.

Kto wie? Kiedyś wszystko stanie się dla nas jasne. Lub ciemne na wieki.

P.s Śpieszę zapewnić, że nie noszę jeszcze foliowej czapeczki itd, a powyższy tekst jest zwykłym moim gdybaniem, a nie jakąś teorią spiskową w którą wierzę – bo nie wierzę, tylko tak sobie wyobrażam.

 

 

7 komentarzy:

  1. Teoria życia jako matrixu jest równie fascynująca co przerażająca.

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, też się czasem zastanawiam czemu, po co, dlaczego, w jakim celu - fajnie na ten temat przemyśliwali Stoicy w Starożytności, przeczytałam jakiś czas temu książkę "Sztuka życia według stoików"
    Piotra Stankiewicza. Grunt to być tu i teraz żeby za bardzo się nie zafiksować ;) A to z Matrixem to całkiem ciekawe, też się zastanawiam czasem. Taki był też film z Jimmym Carreyem że jego życie było nagrywane i on o tym nie wiedział, taki serial powstał z jego życia i potem on się zdołał z tego wyrwać... No, ciekawe te przemyślenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wbrew wszystkiemu fajna ta teoria i nie wcale taka głupia. Lubię się zastanawiać nad różnymi możliwościami. Może reinkarnacja, a może urzeczywistnia się to w co naprawdę mocno wierzymy. Może po śmierci sami stworzymy sobie Boga. Tylko co się stanie z tymi, którzy zamiast wierzyć wątpią, jak ja...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludzie wierzą w przeróżne rzeczy. Skoro z pełnym zapałem można wierzyć w człowieka-boga urodzonego przez dziewicę, którą o ciąży poinformował anioł, czemu by nie wierzyć w Plejadian, wirtualną symulację, hodowlę ludzi przez inteligentną rasę czy w cokolwiek innego? Wszystko jest tak samo (mało) prawdopodobne ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic w naturze nie ginie, jedynie zmienia formę istnienia. Ja myślę, że staniemy się czymś innym. W ogóle wierzę w reinkarnację.

    Nie każda religia stosuje groźby i nakazy. To chyba najbardziej domena katolicyzmu. Z tym mi wyjątkowo nie po drodze. Ale nie mniej jednak, rozumiem co masz na myśli. Gra z zasadami, które są z góry nie fair.

    I wiecznoć też wydaje się być przereklamowana. Właśnie m. in. dlatego wydaje mi się, że nie ma "jednego wiecznego raju". Może i jest jakieś miejsce przeczekania dla "duszy" (czy jakkolwiek to nazwiesz), ale żeby siedzieć tam na zawsze zawsze... hmm...

    Teoria symulacji też ma dość spory sens. Tylko pytanie - kim jesteśmy naprawdę? Czy to kim jesteśmy też umiera? A może również żyje w symulacji? A tamta symulacja w kolejnej symulacji? I tak dalej.

    Pytań jak zwykle mnóstwo, odpowiedzi żadnych :D Kiedyś się dowiemy. I mam szczerą nadzieję, że kiedyś spotkam się z tymi, których utraciłam. Gdziekolwiek nie przebywają i jaką formą by nie byli

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się Twoje gdybanie i Twój blog oraz jego tytuł.
    Zawsze powtarzam, że jestem skłonna uwierzyć w reinkarnację, ale aktualne życie mam jedno i muszę je dobrze wykorzystać.
    Nie boję się gościa w czarnym kapturku, byłam od dziecka parę razy na granicy jego harówki i wiem, że nie trzeba się bać. Pan Śmierć jest najważniejszym towarzyszem Pani Życie. 💚🍀

    OdpowiedzUsuń
  7. W sumie wszystko jest jedna niewiadoma : ) Z drugiej strony lepiej ze nie wiemy wszystkiego co.nas czeka bo bysmy moze oszaleli ze strachu. Gdyby znow bylo tak ze wszystko robi sie za nas byloby za latwo zyc i chyba troche nudno. Pozdrawiam Cie Kochana :)

    OdpowiedzUsuń